Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/724

Ta strona została przepisana.

ludzi, którzy nie są go warci, pozostaje na ziemi, że podwójnie trzeba go opłakiwać, bo odszedł przedwcześnie.
Lekarz kazał wdowie opowiedzieć, co wiedziała o śmierci Jana Oullier’a, ale, wobec gromadki wieśniaków, którzy przez ciekawość zebrali się w izbie, Maryanna powiedziała tylko, że, wracając do domu, znalazła zwłoki na drodze. Lekarz zbliżył się bezwiednie niemal do łóżka, wziął nieruchomą rękę Jana Oullier’a i położył mu dłoń na sercu. Zaledwie jednak dłoń ta dotknęła ciała starego Wandejczyka, lekarz drgnął i szepnął wdowie Picaut, która stała około niego:
— Wyprawcie tych wszystkich ludzi.
Ponieważ dobiegała już północ, przeto nie było to rzeczą trudną. Pocztem, gdy zostali sami, doktór rzekł do Maryanny:
— Jan Oullier nie umarł.
— Jakto! nie umarł? — zawołała.
— Nie; a jeśli milczałem wobec tych wszystkich ludzi, to dlatego, że, mojem zdaniem, przedewszystkiem trzeba się upewnić, że nikt nie przeszkodzi wam pielęgnować go; bo wy go pielęgnować będziecie, jestem tego pewien.
— Niechaj Bóg pana wysłucha! — zawołała, Maryanna radośnie. — Jeśli zdołam się przyczynić do jego wyzdrowienia, będę szczęśliwa; nie zapomnę nigdy, że nieboszczyk mój mąż był mu bardzo życzliwy; zawsze pamiętać będę, że owej nocy, kiedy naprowadziłam żołnierzy na zamek Souday, Jan Oullier nie dopuścił, żebym padła od kuli morderców.
I, zamknąwszy starannie okiennice i drzwi swojej chaty, wdowa rozpaliła wielki ogień, zagrzała wody, poczem, gdy doktór sondował ranę, badając, czy który z organów, do życia niezbędnych, nie został naruszony,