przekupstwem wydostać wskazówki, jakich potrzebował. Wobec tego zaś, że człowiek, który mu drzwi otworzył, powiedział iż zaprowadzi go do swego pana, Courtin zrozumiał, że sprawa jest poważna i że należy obmyślić bajkę, by stawić czoło ewentualnościom, mogącym wyniknąć z położenia. Jednocześnie zaniechał wypytywania służącego, którego oblicze ponure i surowe wskazywało jednego z tych zakamieniałych fanatyków, jacy istnieją jeszcze na półwyspie celtyckim.
Courtin usiadł na wskazanem krześle, przy kominku a gdy został sam, zaczął się rozglądać po pokoju. Był to pokoik niewielki, mogący mieć z dwanaście stop kwadratowych, oddzielony od pokoju sąsiedniego przepierzeniem, w którem były drzwi. Meble w pokoiku były skromne, orzechowe, okno miał jedno; wychodziło ono na dziedziniec, a dolne szyby zaopatrzonę były w bardzo gęstą siatkę drucianą, malowaną na zielono, która nie pozwalała widzieć z zewnątrz, kto znajdował się w pokoju.
Courtin nasłuchiwał, czy nie dosłyszy jakich głoóow, ale, prawdopodobnie, przedsięwzięto wszelkie możliwe środki ostrożności, bo, jakkolwiek czcigodny wójt nastawiał ucha, to w stronę drzwi, to w stronę kominka, nie dosłyszał najlżejszego dźwięku. Pochylając się jedna nad tym kominkiem przy podsłuchiwaniu, dostrzegł w ognisku, śród popiołów, niewielki stos zwiniętych papierów, widocznie przygotowanych do spalenia. Te papiery skusiły go: ostrożnie, powoli wyciągał raz po raz rękę powybierał papiery, rozkładał je na kolanie i czytał — ale zawierały tylko notatki nic nie znaczące, składał je tedy napowrót do kominka, gdy naraz na jednej z tych kartek dostrzegł kilka wierszy napisanych charakterem drobnym i wytwornym i przeczytał te wyrazy:
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/733
Ta strona została przepisana.