Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/735

Ta strona została przepisana.

kim wieśniacy przyglądają się zawsze monecie złotej i srebrnej. Wszelako nie chciał, żeby ta ciekawość się spotęgowała, i, udając, że szuka czegoś w szufladzie, zarzucił na papiery serwetę zieloną, która okrywała stół i zwieszała się do ziemi. Poczem, zwracając się do przybysza, zapytał ostrym tonem:
— Czego chcecie?
— Spełnić zlecenie — odparł Courtin.
— Kto was przysyła?
— Pan de la Logerie; jestem jego dzierżawcą i powiernikiem.
— Mówcie zatem.
— Ale bo kiedy nie wiem, czy mogę — rzekł Courtin z całą pewnością siebie.
— Jakto?
— Bo to nie do pana przysyła mnie pan de la Logerie.
— A do kogo? — spytał Pascal, marszcząc brwi z niepokojem.
— Do innej osoby, do której pan ma mnie zaprowadzić.
— Nie wiem, co chcecie powiedzieć — odparł Pascal, nie mogąc ukryć zniecierpliwienia wobec takiej nierozwagi Michała.
Courtin, który zauważył jego zakłopotanie, zrozumiał, że posunął się za daleko, jak na początek, ale teraz niebezpiecznie było cofać się.
— Jak się nazywacie? — spytał po chwili Pascal.
— Courtin, do usług.
— Z jakiej parafii jesteście?
— A no, z jakiej-żeby? z Logerie.
Pascal wziął notatnik, przerzucał go przez kilka