Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/736

Ta strona została przepisana.

chwil, poczem skierował na dzierżawcę wzrok badawczy i nieufny.
— Pan de la Logerie dał wam tylko zlecenie ustne dla osoby, do której was przysłał?
— Tak; mam ja tu przy sobie mały liścik, ale to nie dla niej.
— Czy można ten liścik zobaczyć?
— Oczywiście; niema w nim tajemnicy, skoro nie jest zapieczętowany.
Courtin podał Pascalowi bilecik, który mu Michał dał dla Berty, a w którym Petit-Pierre wzywał ją, by przybyła do Nantes.
— Czem się to dzieje, że ten bilecik jest jeszcze w waszych rękach? — spytał Pascal. — Zdaje mi się, że upłynęło już więcej niż dwadzieścia cztery godziny, jak wam go dano.
— Nie można przecież robić wszystkiego naraz. Jak powrócę do domu, oddam ten bilecik, komu należy.
Oczy Pascala, od chwili, w której nie znalazł nazwiska Courtin’a na liście tych, którzy się zameldowali jako rojaliści, nie opuszczały wójta z Logerie; ten zaś udawał idyotyzm, który już raz oddał mu takie usługi na pokładzie statku „Jeune-Charles“.
— Nie mogę wam wskazać nikogo innego — rzekł Pascal — mówcie, co macie do powiedzenia; jeśli zaś nie chcecie, wróćcie do swego pana i powiedzcie mu, żeby przyszedł sam.
— Co to, to nie — odparł Courtin — mój pan skazany jest na śmierć, nie będę więc sprowadzał go do Nantes; bezpieczniejszy jest u nas. Powiem panu zatem wszystko, a pan zrobi, jak będzie uważał; jeśli zaś mój pan nie będzie zadowolony, to mnie złaje; już ja to wolę.
Ten poryw przywiązania pogodził nieco Pascala