palił ją przy pomocy krzesiwa fosforowego, tak spokojnie, jak gdyby był w głębi lasu Touvois; poczem powiódł światłem latarni po twarzy pana Hyacinthe’a i Courtin’a. Przy tym blasku Józef ujrzał pas skórzany, który dzierżawca przyciskał konwulsyjnym ruchem, i rzucił się na niego, by mu go wyrwać. Jakób źle zrozumiał ten ruch: mniemał, że, ulegając nienawiści do wójta z Logerie, szuan chciał go zamordować, i rzucił się na Józefa, by temu zapobiedz.
W tejże chwili smuga ognia, lecąc z górnego sklepienia wieży, przecięła ciemności, rozległ się głuchy huk i Jakób padł na Courtin’a, który uczuł na twarzy ciecz ciepłą i lepką.
— Ach! ty zbóju! — krzyknął Jakób, unosząc się na kolano — wciągnąłeś mnie w zasadzkę! przebaczyłem ci twoje kłamstwo; ale zapłacisz za tę zdradę!
I strzałem z pistoletu powalił na ziemię brata Pascala Picaut’a.
Latarnia zgasła, staczając się ze schodów do jeziora, dym dwóch wystrzałów spotęgował jeszcze panujące dokoła ciemności.
Pan Hyacinthe, widząc upadającego Jakóba, podniósł się i blady, milczący, oszalały z trwogi, latał dokoła podziemia, nie mogąc znaleźć wyjścia; nareszcie, poprzez jedno z wązkich okien dostrzegł gwiazdy, iskrzące się na ciemnem sklepieniu niebieskiem; z siłą, jaką nadaje strach, wdrapał się na parapet tego okna i, nie obliczając ani wysokości, ani niebezpieczeństwa, skoczył głową naprzód do jeziora. Zimna woda ostudziła panu Hyacinthe’owi krew niesłychanie wzburzoną i przywróciła mu przytomność umysłu.
Wypłynął na powierzchnię wody i zaczął rozglądać się dokoła, w jaką stronę się zwrócić, gdy nagle ujrzał
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/747
Ta strona została przepisana.