Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/748

Ta strona została przepisana.

łódkę, stojącą w zagłębiem, które pozwalało wodzie z jeziora wtargnąć do wieży. Tą łódką prawdopodobnie dwaj mężczyźni podjechali do zalanego podziemia. Pan Hyacinthe, cały drżący, dotarł do łódki, sprawując się jak mógł najciszej, wdrapał się do niej, pochwycił wiosła i wypłynął na jezioro. Po niejakim czasie dopiero pomyślał o towarzyszu.
— Ulica du Marché, 22 — mruknął. — Nie, nie zapomniałem nic pod wpływem trwogi; powodzenie zależy teraz od szybkości, z jaką powrócę do Nantes. Biedny Courtin! teraz sądzę, że mogę się uważać za spadkobiercę pięćdziesięciu tysięcy franków, które mu jeszcze dać miałem; ale co za głupi pomysł, żeby mu dawać z góry połowę! Miałbym teraz adres i pieniądze. Jaki to błąd! jaki błąd!
I, chcąc stłumić wyrzuty, Żyd pochylił się nad wiosłami i robił niemi z taką siłą, jakiej nie domyśliłby się w nim nikt, sądząc z jego wątłej powierzchowności; łódka, jak strzała, mknęła po jeziorze.




XIX.
Ząb za ząb, oko za oko.

Chcąc śledzić pana Hyacinthe’a w jego ucieczce, cudownej niemal, opuściliśmy naszego starego znajomego, Courtin’a, rozciągniętego na ziemi, ze skrępowanemi nogami i rękoma, śród głębokiej ciemności między dwoma ranionymi bandytami.
Odgłos ciężkiego oddechu Jakóba, jęki Józefa, prze-