Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/750

Ta strona została przepisana.

gu jednego wieczora dwukrotnym bratobójcą. Ale wiedz o tem że zemściłam się nie za tę krzywdę, którą mi chciałeś wyrządzić: to ręka Boga ugodziła w ciebie moją ręką, Kainie!
— Co! — krzyknęli jednocześnie Józef Picaut i Jakób — ten strzał...
— Ten strzał padł z mojej ręki, tak, Józefie, ty, taki odważny, taki dumny ze swej siły, ukorz się przed wyrokiem Opatrzności: giniesz, ugodzony ręką kobiety.
— Co mnie to obchodzi, czyja ręka cios wymierzyła! skoro od ciosu tego ginę, pochodzi od Boga. Błagam cię więc, kobieto, spraw, żebym mógł przebłagać Boga, którego obraziłem; przyprowadź mi księdza, zaklinam cię!
— A czy brat twój miał księdza w ostatniej godzinie? czy zostawiłeś mu tyle czasu, żeby mógł wznieść duszę do Boga, gdy padł pod ciosami twoich spólników? Nie, ząb za ząb, oko za oko! umieraj bez pomocy duchowej, jak umarł twój brat! i niechaj wszyscy rozbójnicy — dodała, zwracając się do Jakóba — którzy w imię jakiegokolwiek sztandaru szerzą zniszczenie w ojczyźnie i żałobę w rodzinach, zejdą w najgłębsze otchłanie piekielne.
— Kobieto! zawołał Jakób — jakakolwiek jest jego zbrodnia, cokolwiek wam uczynił, nie należy mówić do niego w ten sposób. Przebaczcie mu raczej, aby i wam przebaczono.
— Mnie? — spytała wdowa — a któż może podnieść głos przeciw mnie?
— Ten, którego, niechcący wtrącacie do grobu; ten, którego ugodziła kula, przeznaczona przez was dla szwagra; ten, który do was mówi! ja, ja, w którego ugodziliście, choć zresztą nie mam do was o bo żalu;