Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/751

Ta strona została przepisana.

bo sprawa nasza przybiera taki obrót, że ludziom uczciwym nie pozostaje nic innego, tylko iść przekonać się, czy ścierka trójkolorowa, która jest tutaj, zdaje się, na porządku dziennym, tam, w górze również cieszy się.
Wdowa Picaut, słysząc to, wydała okrzyk przerażenia. Jak się czytelnicy domyślają, podsłuchawszy umowę dwóch spólników, czyhała na przybycie Courtin’a; gdy zaś ujrzała go wchodzącego do wieży, podążyła galeryą zewnętrzną na dawny taras zamku i stamtąd, przez otwór w podłodze, strzeliła do szwagra. Widzieliśmy, jak Jakób, chcąc ocalić Courtin’a, padł raniony kulą dla Józefa Picaut’a przeznaczoną. Ale, po pierw szem wzruszeniu słowami Jakóba wywołanem, Maryanna przypomniała sobie, z jakimi bandytami miała do czynienia.
— A jeśli to nawet jest prawda, jeśli moja kula ugodziła jednego, zamiast drugiego, czyż nie dosięgnęła was w chwili, gdy zamierzaliście popełnić nową zbrodnię? czy nie ocaliłam życia człowiekowi niewinnemu?
Ponury uśmiech wykrzywił blade usta Jakóba; zwrócił się w stronę Courtin’a, a ręka jego szukała za pasem kolby drugiego pistoletu.
— Tak, prawda — rzekł — jest tu człowiek niewinny, zapomniałem o nim... Otóż ja temu niewinnemu dam patent na męczennika; nie chcę umierać, nie ukończywszy swego dzieła.
— Nie splamicie krwią swojej ostatniej godziny, jak plamiliście nią całe swoje życie, Jakóbie! — zawołała wdowa, stając między Courtin’em a szuanem — ja do tego nie dopuszczę — i skierowała na Jakóba bagnet swojej strzelby.
— Niech i tak będzie — rzekł Jakób, zrezygno-