Berta stanęła w progu.
— Daliście mi znać dzisiaj rano — odparła młoda dziewczyna — że macie mi oznajmić ważną nowinę.
— A! prawda — odparła wdowa — zapomniałam.
— Wielki Boże! — zawołała Berta, spostrzegłszy na krzyżówce Maryanny wielkie plamy krwi — czyżby stało się co komukolwiek z moich? Maryi! ojcu! Michałowi?
To ostatnie przypuszczenie tak silnie wstrząsnęło sercem młodej dziewczyny, że musiała się oprzeć o ścianę, żeby nie upaść.
— Niech się pani uspokoi — odparła Picaut’owa — nie o nieszczęściu chciałam panią zawiadomić; przeciwnie, jeden z naszych dawnych przyjaciół, którego uważaliście za straconego, którego opłakiwaliście, żyje i chce was widzieć.
— Jan Oullier! — zawołała Berta, odgadując odrazu, o kogo chodzi — Jan Oullier! to o nim mówicie, nieprawda? Żyje? Niechże Bogu będą dzięki! jakże mój ojciec będzie szczęśliwy! Zaprowadźcie mnie do niego, natychmiast, błagam was, zaklinam!
— Taki był mój zamiar dzisiaj rano; ale od rana tyle zaszło wypadków... a pani ma obowiązek pilniejszy.
— Obowiązek? — spytała Berta zdumiona — jaki?
— Musi pani niezwłocznie udać się do Nantes; wątpię bowiem, czy siły pozwolą biednemu Janowi, który jest bardzo wyczerpany, spełnić to, czego zażądał od niego Jakób.
— A po co mam iść do Nantes?
— Powiedzieć temu, czy tej, którą nazywacie Petit-Pierre’m, że tajemnica jej schronienia została sprzedana i kupiona; żeby co prędzej opuściła to schronienie. Każde inne będzie pewniejsze, niż to, w którem znaj-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/757
Ta strona została przepisana.