najpierw do proboszcza w Saint-Philbert, którego poprosiła, żeby się udał do wieży zamczyska; następnie zaś, przyśpieszając kroku, skierowała się przez pola do swojej chaty.
Od dwudziestu czterech godzin ogarnął Bertę nie słychany niepokój; wyjawienia Józefa Picauft’a skierowały podejrzenia jej nietylko na samego Courtin’a — objęły one nawet Michała.
Wspomnienia wieczoru, który poprzedził dzień bitwy w Chêne, mężczyzna, który się ukazał w oknie pokoju Maryi, nie wyszły nigdy zupełnie z pamięci Berty; kiedy niekiedy przebiegały przez jej umysł, jak błyskawica, pozostawiając brózdę bólu z trudnością pokrywanego, pomimo biernej postawy, jaką przybrała podczas rekonwalescencyi Michała. Ale, gdy dowiedziała się, że z polecenia Courtin’a, który nie mógł działać bez odpowiedniego rozkazu, statek odjechał; gdy zwłaszcza, powróciwszy z przerażeniem do Logerie, nie zastała tam już tego, do którego przybiegła na skrzydłach miłości, podejrzenia jej, z zazdrości wynikające, spotęgowały się jeszcze.
Ale przez chwilę zapomniała o wszystkiem, by spełnić obowiązek, jaki jej wskazała wdowa; wobec tego obowiązku powinny były ustąpić wszelkie względy, powinien był umilknąć nawet głos miłości. Berta pobiegła