Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/760

Ta strona została przepisana.

tedy, nie tracąc chwili czasu, do stajni, wybrała z dwóch koni tego, który wydał jej się najodpowiedniejszy do przebycia drogi w najkrótszym czasie, podała mu podwójną porcyę owsa, zarzuciła na grzbiet siodło i, trzymając cugle w ręku, czekała, by zwierzę skończyło jeść.
Gdy tak czekała, hałas dobrze znany w owych czasach zawieruchy, dobiegł jej uszu. Był to regularny odgłos kroków wojska w pochodzie. W chwilę później zapukano gwałtownie do drzwi zajazdu. Przez okienko oszklone, wychodzące na izbę piekarną, przylegającą do kuchni, młoda dziewczyna ujrzała żołnierzy, a po pierwszych słowach, jakie wypowiedzieli, zrozumiała, że przyszli żądać przewodnika. W tej chwili nic nie było obojętne Bercie, która drżeć musiała jednocześnie o ojca, o Michała i o Petit-Pierre’a. Nie chciała zatem odjechać, nie dowiedziawszy się dokładnie, czego chcieli ci ludzie; a pewna, że jej w stroju chłopskim, który zachowała, nikt nie pozna, przeszła ze stajni przez izbę piekarną do kuchni.
— Jakto! — mówił porucznik, dowodzący oddziałem, do matki Chompré — niema mężczyzny w tym domu? ani jednego?
— Nie, panie — odparła matka Maryanny. — córka moja jest wdową, a jedyny chłopiec stajenny, jakiego posiadamy, poszedł gdzieś, nie wiem nawet dokąd.
— A to właśnie waszą córkę radbym był zastać — odparł porucznik. — Gdyby tu była, posłużyłaby nam za przewodnika, jak owej pamiętnej nocy wyprawy na zamek Souday; albo, gdyby sama z nami iść nie mogła, dałaby nam kogo, a przewodnikowi z jej ręki możnaby ufać, gdy z tymi nikczemnymi chłopami, których zabieramy przemocą i którzy są nawpół szuanami, niema sposobu podróżować spokojnie.