Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/761

Ta strona została przepisana.

— Gospodyni Picaut niema w domu; ale może będzie można ją zastąpić — rzekła Berta, zbliżając się odważnie. — Czy panowie idą daleko?
— Do licha! a to ci śliczna dziewczyna! — odezwał się młody oficer, podchodząc do niej. — Prowadź mnie, dokąd zechcesz, piękne dziecko, pójdę za tobą do piekła!
Berta spuściła oczy, kręcąc w palcach róg fartucha, niby naiwna chłopka.
— Jeśli to niedaleko stąd i jeśli gospodyni pozwoli, mogę panom towarzyszyć. Znam dosyć dobrze okolice.
— Zgoda! — rzekł porucznik.
— Ale pod jednym warunkiem — ciągnęła dalej Berta — że mnie ktoś odprowadzi z powrotem; bałabym się sama na drogach.
— Niech mnie Bóg uchowa, żebym miał ten obowiązek pozostawić innemu, śliczne dziewczę! — rzekł oficer — choćby mi przyszło opłacić tę uprzejmość epoletami. Słuchaj, znasz ty Banloeuvre?
Na dźwięk nazwy tego folwarku, który należał do Michała, a w którym mieszkała przez dni kilka z margrabią i Petit-Pierre’m, Berta drgnęła gwałtownie, zimny pot wystąpił na jej czoło; serce jej zabiło, jak młotem; ale pokonała wzruszenie.
— Banloeuvre? — powtórzyła. — Nie, to nie nasze. Czy to wioska, czy zamek?
— To folwark.
— Folwark? A do kogo ten folwark należy?
— Zapewne do jakiego pana z waszych okolic.
— A po co panowie tam idą? bo przecież, jeśli panów zaprowadzę, albo każę zaprowadzić do Banloeuvre, muszę wiedzieć, co panowie będą tam robili.
— Idziemy — wtrącił podporucznik, chcąc się po-