z otwartemi, dymiącemi nozdrzami, z powiewającą długą grzywą, leciał jak na skrzydłach. Tysiące myśli dręczących wirowało w umyśle młodej dziewczyny; wyrzucała sobie, że nie dała matce Maryanny dostatecznych poleceń; traciła przytomność na myśl, że mały konik bretański, po tej szalonej jeździe, padnie niewątpliwie na drodze z Banloeuvre do Nantes. Wyrzucała sobie, że na korzyść swojej miłości używa środków, mogących ocalić głowę taką cenną dla szlachty francuskiej; rozumiała, że, ponieważ nikt nie zna hasła, które jej było wiadome, nikt też nie będzie mógł dotrzeć do dostojnej wygnanki; szarpana sprzecznymi uczuciami, nawpół przytomna, ogarnięta jakimś dzikim szałem, młoda dziewczyna mogła tylko popędzać konia, by przyśpieszyć jego.
Po godzinie takiej jazdy dotarła do lasu Touvois; ta droga była taka nierówna, Iże biedny konik bretański dwa razy potknął się i omal nie upadł w szalonym pędzie; powstrzymała go tedy i jechała stępa, obliczając, że wyprzedziła żołnierzy o tyle, iż Michał będzie miał czas ratować się ucieczką.
W serce jej wstąpiła nadzieja — odetchnęła. Chwila zadowolenia zgasiła wszystkie trawiące płomienie trwogi i bólu. Michał raz jeszcze będzie jej zawdzięczał życie! Tylko ten, kto kochał, kto doznawał niewysłowionych rozkoszy poświęcenia, zrozumie całe szczęście, jakie istnieje w tem zaparciu się siebie na rzecz istoty ukochanej, pojmie, jaka Berta była przez kilka minut uradowana i dumna, na myśl, że życie Michała, które ocali, kosztować ją może będzie tak drogo!
Pogrążona w tych myślach, ujrzała białe mury folwarku, przeświecające poprzez ciemną gęstwinę drzew
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/766
Ta strona została przepisana.