Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/768

Ta strona została przepisana.

ruch — będzie to godne dopełnienie twojej podłości i zdrady.
— Berto... — wyjąkał Michał — pozwól, żebym ci powiedział... wytłómaczył...
— Na kolana! na kolana! i ty i twoja spólniczka! — zawrołała Berta. — Na kolanach mówić powinniście ohydne kłamstwa, jakie zmyślicie dla waszej obrony... Och! podły! a ja biegłam, żeby mu życie ocalić; nawpół oszalała z trwogi, z rozpaczy, zapomniałam o honorze i obowiązku, bo nad jego głową zawisło niebezpieczeństwo; życie swoje siałam do stóp jego, miałam tylko jeden cel, jedno pragnienie, jedno życzenie: powiedzieć mu: „Michale, patrz i przekonaj się, czy cię kocham!“ Przybywam i zastaję go zdradzającego wszystkie przysięgi, udającego kłam wszystkim przyrzeczeniom, sprzeniewierzającego się świętym węzłom, nie powiem już miłości, ale wdzięczności! i z kim? i dla kogo? Dla istoty, którą po nim najwięcej kochałam na świecie! dla mojej siostry! Czyż zabrakło ci już innych kobiet do uwodzenia? Powiedz, powiedz, nędzniku! — wołała Berta, pochwyciwszy ramię młodzieńca i potrząsając nim gwałtownie.
— Berto, posłuchaj mnie — rzekł Michał — zaklinam! Nie jesteśmy tacy winni, jak przypuszczasz... Och! gdybyś wiedziała, Berto!
— Nie słucham nikogo, tylko serca swego rozdartego bólem! tylko głosu sumienia swego, które mi mówi, że jesteś podły!... Szalona byłam, biedna waryatka, myśląc, że wdzięczność przywiąże cię do tej, która ulitowała się nad twoją słabością, która wyzwała opinię publiczną, stawiła czoło przesądom, by cię wydobyć z błota, by twojemu nazwisku zhańbionemu przywrócić cześć i honor!