Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/769

Ta strona została przepisana.

— Dosyć! — krzyknął Michał, prostując się — dosyć! Nadużywa pani przywilejów płci swojej, rzucając obelgi nietylko mnie, ale lżąc jeszcze to, co człowiek ma najświętszego, pamięć ojca!
— A! to cię boli? — mówiła dalej Berta — tem lepiej. A więc powtarzam... tak, nazwisko twoje zhańbione jest tem, co może być najnikczemniejszego, najpodlejszego, zdradą! Syn prowadzi dalej dzieło ojca... bo, baronie de la Logerie, nietylko sam jesteś zdrajcą i podły, ale tyś nadto syn zdrajcy i nikczemnika. Twój ojciec sprzedał i wydał Charette’a, ale przynajmniej odpokutował za swoją zbrodnię, bo ją opłacił życiem! Powiedziano ci, że zabił się sam na polowaniu, czy też, że został zabity przypadkiem. Temu kłamstwu dobroczynnemu zaprzeczam! ja zaprzeczam! Twój ojciec został zabity przez tego, który był świadkiem jego nikczemnego czynu, został zabity przez...
— Siostro! — zawołała Miarya, powstając i kładąc dłoń na ustach Berty — siostro, nie popełniaj zbrodni, którą zarzucasz innym; nie zdradzaj tajemnicy, która do ciebie nie należy.
— Niech i tak będzie. Ale niechże ten człowiek przemówi! niechże pogarda, jaką mu okazuję, zniewoli go do podniesienia głowy; niechaj dokończy, co zaczął, i znajdzie w swoim wstydzie lub w dumie swojej odwagę, żeby mi odebrać życie, które odtąd byłoby już tylko wieczną rozpaczą! Wielki Boże — mówiła dalej Berta, a łzy zaczęły sobie torować drogę do jej oczu — jak możesz pozwolić, żeby ludzie ludziom tak serca rozdzierali? Boże mój, Boże, kto mi odtąd będzie podporą i pociechą?
— Ja! zawołała Marya — ja, siostro ukochana!