Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/771

Ta strona została przepisana.

przycisnęła Maryę do serca, Michał zaś, pogrążony w rozpaczy, padł na stołek w głębi pokoju.
— Ale przebacz nam! — szeptała Marya siostrze do ucha; nie zadręczaj go!... Boże mój, czyż to jego wina, że skutkiem wychowania stał się taki chwiejny, taki nieśmiały, iż nie miał odwagi mówić wtedy, gdy nakazywał mu to obowiązek?... Od dawna już chciał cię uprzedzić; ja mu przeszkodziłam, miałam nadzieję, że zdołam go zapomnieć!... Niestety! niestety! Bóg nie dał nam siły do wałki z sercem! Ale, siostro ukochana, my się już nie rozstaniemy... Nikt już nie stanie między nami, nikt nie zdoła nas poróżnić... Nie, nie, będziemy same, same z Bogiem, któremu się poświęcimy, i znajdziemy szczęście w naszem osamotnieniu, będziemy się za niego modliły, będziemy się za niego modliły!
Marya wypowiedziała ostatnie wyrazy tonem rozdzierającym. Michał, poruszony do głębi, zbliżył się i ukląkł obok niej przed Bertą, która, cała zajęta siostrą, nie odepchnęła go.
W tej chwili we drzwiach, które Berta zostawiła otwarte na oścież, ukazali się żołnierze, a oficer, którego widzieliśmy już w zajeździe w Saint-Philbert, wszedł na środek pokoju i, kładąc dłoń na ramieniu Michała, spytał:
— Pan jest panem Michel de la Logerie?
— Tak, panie.
— W takim razie, w imieniu prawa, aresztuję pana.
— Boże wielki! — zawołała Berta, która oprzytomniała nareszcie — zapomniałam!... Zabijam go!... A tam, tam, co się dzieje?
— Michale, Michale — rzekła Marya, która, na widok niebezpieczeństwa, jakie groziło młodzieńcowi, zapomniała, co powiedziała przed chwilą siostrze — jeśli umrzesz, umrę z tobą!