Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/775

Ta strona została przepisana.

zowocne poszukiwania w domach sąsiednich, poczem prefekt rozkazał przerwać je na razie, opuścić dom i pozostawić w każdym pokoju straż odpowiednią. Na facyatce, którą również zrewidowano bezskutecznie, umieszczono dwóch żandarmów. Zimno było takie dotkliwe, że jeden z żandarmów zeszedł i niebawem powrócił z zapasem krążków z ubitej kory dębowej; w dziesięć minut później płonął na kominku wesoły ogień, a po kwadransie blacha była rozpalona do czerwoności.
Po pewnym czasie żandarmi, grzejąc się przy ogniu, usłyszeli za blachą jakieś odgłosy; w pierwszej chwili mniemali, że w kominku są szczury i że gorąco zmusza je do wyjścia z kryjówki. Postanowili tedy uczynić obławę przy pomocy szabli i skupili całą uwagę na blachę; nagle jeden z nich spostrzegł, że się poruszyła.
— Kto tam? — krzyknął.
— Poddajemy się, otworzymy; zgaście ogień! — odpowiedział głos kobiecy.
Obaj żandarmi rzucili się na ogień i przy dusili płomienie nogami. Po chwili blacha obróciła się, jakby na osi i odsłoniła otwór oraz zagłębienie; z tego otworu wyszła, stawiając nogi i kładąc dłonie na rozżarzonem ognisku, kobieta blada, z włosami najeżonymi, ubrana w skromną suknię z bronzowego kamlotu, na której widniały wypalone dziury.
Był to Petit-Pierre — była to jej królewska wysokość księżna de Berry. Za nią wyszli jej towarzysze. Od szesnastu godzin zamknięci byli w tej kryjówce, bez wszelkiego pożywienia. Zagłębienie, w którem się schronili, znajdowało się między rurą kominka, a murem domu sąsiedniego, pod dachem. W chwili, gdy wojska otaczały dom, jej królewska wysokość słuchała Pascala, który,