Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/776

Ta strona została przepisana.

śmiejąc się, opowiadał o popłochu, co go wypędził z domu. Nagle Pascal zbliżył się okna i ujrzał błyszczące bagnety. Cofnął się niezwłocznie i zawołał:
— Niech księżna pani ucieka! proszę uciekać!
Księżna rzuciła się ku schodom, a wszyscy podążyli za nią. Gdy stanęli przed kryjówką, okazało się, że zdołają się w niej pomieścić jedynie, jeśli najwyżsi wejdą najpierw; stąd też mężczyźni, którzy towarzyszyli jej królewskiej wysokości, ukryli się pierwsi, księżna zaś weszła ostatnia po swojej damie dworu. Żołnierze otwierali drzwi od ulicy, gdy zamykały się drzwi kryjówki.
Przez cały czas poszukiwań każdy cios, wymierzony w ściany, rozlegał się w tem schronieniu księżnej de Berry i jej towarzyszów, pod uderzeniami młotów i oskardów odrywały się cegły, spadało wapno, a więźniom groziło zasypanie gruzami. Gdy żandarmi rozpalili ogień, blacha i ściana kominkowa rozgrzewały się, skutkiem czego w kryjówce powstawało coraz większe gorąco. Wkrótce powietrze było takie duszne, że oddychanie stało się prawie niemożliwe. Najwięcej cierpiała księżna, albowiem, ponieważ weszła ostatnia, przeto stała oparta o blachę; każdy z jej towarzyszów prosił kilkakrotnie, by zamieniła się z nim na miejsce, ale księżna nie chciała na to przystać.
Niebawem zaczęło grozić więźniom, oprócz uduszenia, spalenie żywcem; od rozgrzanej do czerwoności blachy zapaliła się już dwukrotnie u dołu suknia księżnej i dwukrotnie księżna stłumiła ogień rękoma, na których długo potem jeszcze widniały blizny. Każda minuta powiększała niebezpieczeństwo, dłuższe pozostanie w tym piecu narażało życie księżnej. Wszyscy jej towarzysze błagali, żeby wyszła; sarna wyjść nie chciała. Ogień raz