Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/785

Ta strona została przepisana.

— A jakże czujecie się teraz? — spytała.
— Lepiej! do walki człowiek znajdzie zawsze siły.
— A dokąd teraz pójdziecie?
— Do Nantes. Sądząc z tego, co mi opowiedziała wasza matka, Berta do Nantes nie poszła i obawiam się bardzo, żeby się tam nie zdarzyło nieszczęście.
— Ale weźcie przynajmniej łódkę; oszczędzicie sobie połowy drogi.
— Dobrze — odparł Jan Oullier.
I poszedł za wdową aż do miejsca, na jeziorze, gdzie łodzie rybackie stały na piasku.
Skoro tylko Courtin przebył most, wiodący do zamku Saint-Philbert, począł biedz, jak szalony; biegł, nie pytając, dokąd go kroki zaprowadzą; biegł, aby uciekać; gdyby siły równały się strachowi, jaki go pędził, odgrodziłby się całym światem od gróźb Wandejczyków, które dźwięczały w jego uszach niby dzwon pogrzebowy. Ale, gdy tak zrobił z pół mili poprzez pola, w kierunku Machecou’u, wyczerpany, dysząc ciężko, padł raczej, niż siadł na nasypie nad rowem i powoli zaczął rozmyślać nad tem, co ma uczynić.
Zrazu zamierzał wrócić natychmiast do domu; ale myśl tę niezwłocznie porzucił. Na wsi, bez względu na kroki, jakie mogły uprzedzone przezeń władze przedsięwziąć dla ochrony życia wójta z Logerie, Jan Oullier ze swymi stosunkami, swoją wyborną znajomością wszystkich dróg, lasów, pól i ścieżek, popierany i przez sympatyę, jaką każdy czuł do niego, i przez nienawiść, jaką żywiono do Courtin’a, miałby za duże szanse powodzenia.
W Nantes jedynie powinien dzierżawca szukać schronienia; w Nantes, gdzie policya zręczna i liczna mogła, strzedz jego życia, aż do chwili, gdy się uda zaaresztować