Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/786

Ta strona została przepisana.

Jana Oullier’a, co Courtin obiecywał sobie osiągnąć wkrótce, za pomocą wskazówek, jakich mógł udzielić co do przytułków skazańców i buntowników. W tejże chwili ręka zbiega dotknęła pasa, by go podciągnąć; ciężar złota bowiem utrudniał mu oddychanie i przyczynił się niemało do zmęczenia, które go zniewoliło do wypoczynku. Ten ruch rozstrzygnął jego losy.
Czyż nie powinien poszukać w Nantes pana Hyacinthe’a? Otrzymać od swego spólnika, jeśli się spisek udał — o czem nie wątpił — sumę równą tej, którą już posiadał? ta myśl napełniała serce Courtin’a radością nadmierną. Nie wahał się ani sekundy dłużej i powrócił w kierunku miasta.
Wszelako wyobraźnia Courtin’a, podniecona przez wypadki tego wieczora, wzięła górę nad rozsądkiem. Prześlizgiwał się wzdłuż parkanów, tłumił odgłos kroków, zdjęty panicznym strachem. W każdem drzewie poza parkanem widział mordercę, czatującego na niego, sękate konary, wznoszące się nad jego głową, brał za ręce, zbrojne w sztylety i gotowe mu cios zadać. Zatrzymywał się, zlodowaciały ze strachu; nogi odmawiały mu posłuszeństwa, jakby wrastały w ziemię; zimny pot pokrywał mu czoło; zęby szczękały konwulsyjnie; dłonie ściskały złoto.
Nlareszcie dotarł do gościńca; zdawało mu się, że tu strach go opuści; tu może spotkać przechodniów, którzy mogli być wrogami, ale mogli też nieść mu pomoc, gdyby go napadnięto. Zresztą na gościńcu znajdzie może pojazd, udający się do Nantes, a wtedy poprosi, by go zabrano, i skróci sobie w ten sposób do połowy drogę.
Gdy uszedł z pięćset kroków, znalazł się na szosie, ciągnącej się przez ćwierć mili wzdłuż brzegów jeziora Grand-Lieu, a będącej zarazem groblą. Courtin zatrzymywał się co chwila i nasłuchiwał, i naraz dobiegł go od le-