Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/789

Ta strona została przepisana.

krzyknął dzierżawca i pierwotna trwoga ogarnęła go z całą siłą.
— Zabiję cię, jak Bóg w niebie, jak istnieją gwiazdy na niebie, które Stwórca umieścił tam swemi rękoma! A więc, jeśli masz duszę, pomyśl o niej; żałuj za grzechy i módl się, byś nie został osądzony zbyt surowo!
Courtin nie odpowiedział; dłoń jego spoczęła na jednem z wioseł — błysk nadziei zaświtał mu w głowie. Ujął chyłkiem wiosło w rękę, poczem, zrywając się nagle, zamierzył się niem na Wandejczyka; Jan rzucił się na prawo i uniknął ciosu; wiosło padło na przedni burt łodzi i roztrzaskało się w drzazgi, w ręku dzierżawcy pozostał tylko patyk. Szybki, jak piorun, Jan Oullier skoczył do gardła Courtin’owi, który po raz drugi padł na kolana. Nędznik, obezwładniony strachem, zaledwie zdołał wyszeptać:
— Łaski, łaski!
— Aha! obawa śmierci rozbudziła w tobie trochę odwagi! — zawołał Jan Oullier. — Znalazłeś broń! tem lepiej! Ale teraz stawiaj do walki już nie ze mną. Ja krwią twoją rąk splamić nie chcę. Broń się! śmierć nadchodzi! Jeśli twój dobry duch zechce zaopiekować się tobą, niech cię uratuje!
Dzierżawca odpowiedział głuchym jękiem; wodził dokoła rozszerzonemi ze strachu błędnemi oczyma, widać było, że wzrok jego nie rozróżniał już dokoła żadnych przedmiotów, że widmo śmierci, ohydne, groźne, zasiania mu wszystko.
W przyrodzie panował spokój; noc była cicha; zaledwie lekki powiew wiatru marszczył powierzchnię jeziora, którego fale z dosłyszalnym zaledwie pluskiem obijały się o brzegi łodzi; ciszę tę mącił tylko krzyk dzikiego ptactwa, tworzącego ze skrzydeł czarne plamy na, pur-