zanim rzuciłby złoto w przepaść, ujrzeć je, uczuć w swoich rękach raz jeszcze.
I to dotknięcie rozstrzygnęło o jego życiu — nie zdołał rozstać się z upragnionem złotem, przycisnął je do piersi, poruszył raz jeszcze nogami, pragnąc wydostać się z wody, ale ciężar złota obezwładnił ruchy nóg. Courtin dał nurka mimowolnego, po kilku sekundach ukazał się raz jeszcze, nawpół uduszony, poczem zeszedł do głębin jeziora, porwany przez złoto swoje, niby przez szatana.
Jan Oullier, który odwrócił się w tej chwili, ujrzał kilka kręgów marszczących powierzchnię wody — był to ostatni znak istnienia wójta z Logerie. Wandejczyk wzniósł oczy ku niebu, wielbiąc Boga i sprawiedliwość Jego wyroków.
Jan Oullier pływał dobrze; wszelako świeża rana, zmęczenie i wzruszenia tej strasznej nocy wyczerpały go tak, że niebawem uczuł, iż siły zdradzą jego odwagę; ale spokojny, zdecydowany w tej ostatniej godzinie, jak był przez całe życie, postanowił walczyć do końca. Wszelako nogi i ręce jego zaczęły sztywnieć; zdawało mu się, że tysiące szpilek ukłóciem skórę mu szarpało; mięśnie miał obolałe, jednocześnie krew uderzała mu gwałtownie do głowy, a w uszach powstawał szum równie potężny, jak szum bałwanów morskich, rozbijających się o skały; czarne, przesycone iskierkami chmury wirowały przed jego oczyma; czuł, że obumiera, ale pływać nie przestał, dobywając sił ostatnich.
Jan Oullier zamknął oczy mimowoli, zesztywniałe członki poruszały się już z największą trudnością. Wandejczyk zwrócił się myślą do tych, z którymi przeszedł przez życie, do dzieci, do kobiety, do starca, którzy upiększyli jego młodość, do dwóch młodych dziewczyn,
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/791
Ta strona została przepisana.