— Wspomnisz jej pani o mnie, nieprawda? — zapytał stary wieśniak.
— O tak, mój Janie — odparła Marya.
Młoda, kobieta wyszła z powozu i zastukała do bramy.
— Matka Marta? — spytała Marya furtyanki, która bramę otworzyła.
— Czy to panią oczekuje nasza matka? — spytała Karmelitanka.
— Tak jest, siostro.
— A więc proszę wejść; zobaczy ją pani, tylko proszę pamiętać, że reguła wymaga, bez względu na to, iż matka Marta jest naszą przełożoną, żeby pani z nią mówiła w obecności jednej z jej dwóch sióstr i że zabrania nadewszystko, ażeby jej w tej chwili mówić o rzeczach świeckich.
Marya pochyliła głowę. Furtyanka szła naprzód i poprzedziła baronową de la Logerie przez ponury, wilgotny korytarz do jednej z cel; u wejścia zaś usunęła się, by Maryę przepuścić. Baronowa zawahała się przez chwilę, dech zamierał w jej piersi ze wzruszenia; wreszcie zebrała siły, przestąpiła próg i stanęła w maleńkiej celi, której całe umeblowanie stanowiły: łóżko, klęcznik, kilka świętych obrazków na nagich ścianach i krucyfiks hebanowy.
Na łóżku spoczywała kobieta, której twarz przybrała przezroczystość i barwę wosku, której usta bezbarwne wydawały widocznie ostatnie tchnienia.
Tą kobietą była niegdyś Berta, dzisiaj matka Marta, przełożona, klasztoru Karmelitanek w Chartres. Zobaczywszy wchodzącą, umierająca otworzyła ramiona; Marya rzuciła się w te objęcia i długo trzymały się w uścisku, Marya, zalewając łzami twarz siostry, Berta, oddychając z trudem.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/795
Ta strona została przepisana.