Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie — odparła dziewczyna; za żadne skarby świata do zamku nie wrócę; nie! udam się do wilczyc; one są miłosierne i nie wyrzucą za drzwi biednego dziecka, które przychodzi po pomoc dla chorego ojca.
— Ale... ale — rzekł młodzieniec z pewnem wahaniem — ludzie mówią, że one nie są bogate.
— Kto taki?
— Panny de Souday.
— To też nie o pieniądze będę ich prosiła... one nie dają jałmużny, ale postępują stokroć lepiej, Pan Bóg wie o tem dobrze.
— Cóż one robią?
— Chodzą same tam, gdzie są chorzy, a gdy nie mogą ich wyleczyć, podtrzymują umierających i płaczą z pozostałymi. Nie troszczą się o to, czy choroba jest zaraźliwa. Pójdę do nich, a jeśli pan tu poczeka z dziesięć minut, zobaczy mnie pan, jak będę wracała w towarzystwie jednej z sióstr, która pójdzie ze mną pielęgnować mego ojca. Do widzenia, panie Michale! Nie byłabym nigdy spodziewała się tego ze strony pani baronowej: kazać wypędzić, jak złodziejkę, córkę tej, która pana wykarmiła!
Michał nie wiedział, co jej odpowiedzieć i młoda dziewczyna oddaliła się. Wszelako to, co powiedziała, wryło mu się głęboko w serce: „Jeśli pan tu poczeka z dziesięć minut, zobaczy mnie pan, jak będę wracała w towarzystwie jednej z sióstr“. Michał zdecydowany był pozostać; mógł sobie teraz powetować utraconą poprzednio sposobność.
A jeśli przypadek zrządzi, że Marya wyjdzie z Rozyną? Ale trudno przypuścić, żeby panna osiemnastoletnia, córka margrabiego Souday’a, szła o ósmej wie-