Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/19

Ta strona została przepisana.

za którą ja lub pan, mielibyśmy się rumienić. Bo przecież i ja jestem szlachcicem.
— Pan jesteś szlachcicem?
— Tak, nawet starej daty.
— Każę go więc łamać kołem — pomruknął nieznajomy — ot!... na co mu blankiet posłuży.
— No i cóż? Czy raczysz pan dać mi ten blankiet? — spytał Cauvignac.
— Cóż robić!... muszę dać — odpowiedział stary.
— Ja pana nie zmuszam, proponuje tylko zamianę: nie chcesz dać mi blankietu, ja nie dam listu.
— Gdzież list?
— A gdzie blankiet?
I Cauvignac jedną ręką podawał list, gdy tymczasem drugą odwodził kurek pistoletu.
— Schowaj pan broń swoją — rzekł nieznajomy, rozrzucając fałdy swego płaszcza — ja mam także pistolety, również przygotowane. Postąpmy lepiej zgodnie, i... oto blankiet.
— Oto list.
Zamiana papierów odbyła się uczciwie, w milczeniu; każdy powoli i z uwagą obejrzał otrzymany papier.
— Gdzie pan teraz pojedziesz?... — spytasz Cauvignac.
— Ja muszę popłynąć na prawy brzeg rzeki.
— A ja na lewy — odopwiedział Cauvignac.
— Jakże zrobimy?... Moi ludzie są na tym brzegu, gdzie pan jedziesz, a pańscy tam gdzie ja się udaję.
— Nic łatwiejszego; przyślij pan moich, ludzi w swojej łódce, ja zaś pańskich, w mojej odesłać każę.
— Pan masz bystry i wynalazczy umysł.
— Zrodziłem się na dowódcę armji — rzekł Cauvignac.
— Nawet już nim pan jesteś.
— A!... prawda, zapomniałem o tem.
Nieznajomy kazał przewoźnikowi odwiązać łódkę i skierować się w przeciwną stronę brzegowi, z którego wypłynął.
Cauvignac, spodziewając się tu jakowejś zdrady, podniósł się nieco i śledził odpływającego oczyma, trzymając ciągle pistolet w ręku, gotów dać ognia za byle podejrzanem poruszeniem nieznajomego, lecz starzec nie raczył nawet zwrócić uwagi na tę nieufność, której był przedmio-