Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/77

Ta strona została przepisana.

Franczyneta, podsłuchująca u drzwi, natychmiast wbiegła do sypialni.
— Dlaczego nie oddałaś swej pani listu, który baron de Canolles do niej zostawił?...
— Sądziłam, Mości książę... — mówiła przestraszona pokojówka.
— Oho... — pomyślał zatrwożony Biscarros, tuląc się do najbardziej oddalonego kąta sypialni. To bezwątpienia jakiś przebrany książę.
— Nie pytałam się jej o list — rzekła Nanona blednąc.
— Daj go — zawołał książę, wyciągając rękę.
Biedna Franczyneta zwolna podała list, zwracając na swą panią spojrzenie, które miało znaczyć:
— Widzisz pani, że to nie moja wina, to ten niedołęga Biscarros narobił tego wszystkiego.
Błyskawice trysnęły z oczów Nanony i przeszyły na wskroś biednego Biscarrosa.
Pot kroplami spływał z nieszczęśliwego, oddałby był cale sześć luidorów, które miał w kieszeni, aby tylko mógł stać przed swym piecem i trzymać rondel w ręku.
Tymczasem książę wziął list, otworzył go i przeczytał.
Podczas czytania, Nanona stała blada i bez ruchu, jak posąg marmurowy, czuła tylko mocne i gwałtowne bicie serca.
— Co znaczy ta bazgranina?... — zapytał książę.
Z tych kilku wyrazów Nanona zrozumiała, że list nie może jej szkodzić.
— Przeczytaj na gos, a być może, że ci wytłomaczę — odpowiedziała.
Książę przeczytał:

„Kochana Nanono“.

Po tych słowach spojrzał na nią.
Nanona wytrzymała spojrzenie to z zadziwiającem męstwem.
Książę czytał dalej:

„Kochana Nanono“.

„Korzystając z urlopu, który tobie winien jestem, jadę dla rozerwania się do Paryża. Do widzenia. Nie zapominaj o mem szczęściu“.
— Ależ on zwarjował ten Canolles.
— A to dlaczego? — zapytała Nanona.