Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/89

Ta strona została przepisana.

łem do czynienia był bardzo czelny podobnego nigdy nie zdarzyło mi się widzieć.
— Doprawdy!
— Wystaw sobie, baronie, nędznik ten w zamian zyskanego zabójstwem listu, który wczoraj siostra pisała do ciebie, wykpił ode mnie blankiet.
— Blankiet, czy być może? Lecz — spytał po chwili Cauvignac naiwnie — na cóż, Mości książę, potrzeba ci było tego listu siostry do brata?
— Przecież wówczas nie wiedziałem o waszem pokrewieństwie.
— A! prawda.
— A przytem popełniłem to głupstwo — dodał książę, podając rękę młodej kobiecie — jedynie z zazdrości o ciebie.
— Prawdziwie! byłeś zazdrosnym o minie. A! Mości książę, czyż ci nie wstyd tego.
— Dlatego też właśnie chciałem się ciebie spytać, czy nie wiesz, ktoby to mógł być tym donosicielem.
— Nie... Lecz książę pojmujesz, że podobne czyny nie uchodzą bezkarnie, i prędzej czy później poznasz przestępcę.
— O tak! ani wątpię, poznam go kiedyś — odpowiedział książę — już nawet w tym względzie przedsięwziąłem środki ostrożności; wolałbym jednak poznać go natychmiast.
— A... — spytał Cauvignac, słuch natężając — i nędznik ten będzie mógł nazywać się prawdziwie szczęśliwym, jeśli go nie powieszą za jego blankiet.
— Oho... — rzekł Cauvignac, — a jakim sposobem Wasza książęca mość rozróżnisz ten blankiet od innych, które wydajesz?
— Na tamtym zrobiłem znak.
— Znak.
— Dla wszystkich niewidzialny, a który poznam za pomocą działania chemicznego.
— Doskonale! doskonałe!... — zawołał Cauvignac — postąpiłeś w tym wypadku, Mości książę bardzo dowcipnie; należy się tylko strzec, by on się nie domyślił.
— O... niema się czego obawiać; któż mógłby mu to powiedzieć?