Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/95

Ta strona została przepisana.

— Cóżem ja zrobił?... — spytał Cauvignac naiwnie.
— Ośmieliłeś się oszukiwać tak znakomitego człowieka, jakim jest książę d‘Epernon! Lecz czego nie mogę pojąć, o czembym nigdy nie pomyślała, jest to: aby brat, obsypany memi dobrodziejstwy, mógł z tak zimną krwią powziąć myśl zgubienia swej siostry.
— Ja chciałem zgubić moją siostrę?... Ja?... — spytał Cauvignac.
— Tak, ty!... — odpowiedziała Nanona. Nie potrzebowałam słuchać twoich opowiadań, które dowodzą, żeś do wszystkiego jest zdolnym, odrazu bowiem poznałam charakter pisma. No, patrz! może zaprzeczysz, żeś nie ty pisał ten list bezimienny?...
I oburzona Nanona pokazała bratu list, który książę oddał jej wczoraj w wieczór.
Cauvignac przeczytał go, nie zmieszawszy się wcale.
— No — rzekł — cóż masz przeciwko temu listowi? Czy źle napisany? Gdybyś tak sądzić miała, mocnobym cię żałował; widać, tnie poświęcasz się literaturze.
— Nie idzie tu o styl listu, lecz o treść jego. No, powiedz, ty, czy kto inny pisał ten list?
— Ja się wcale nie zapieram, bo gdybym się chciał taić, byłbym zmienił charakter pisma; lecz to byłoby bezużyteczne, nigdy bowiem nie miałem zamiaru ukrywać się z tem; chciałem nawet byś poznała, że ja list pisałem.
— O!.. — rzekła Nanona z widoczną odrazą — a więc się przyznajesz!
— Muszę ci wyznać, moja siostro, że do kroku tego skłoniła mnie zemsta.
— Zemsta?
— Jak najnaturalniejsza!
— Mścić się nade mną, nieszczęśliwy! Ależ pomyśl co mówisz! Cóżem ci tak złego uczyniła, że myśl zemsty przyszła ci do głowy?
— Coś mi uczyniła? A! Nanono, postaw się na mojem miejscu i chciej posłuchać: Opuszczam Paryż, gdyż tam miałem za wielu nieprzyjaciół, a podobne nieszczęście spotyka wszystkich polityków; w potrzebie udaję się do ciebie, błagam o pomoc. Czy przypominasz sobie? odebrałaś trzy moje listy. Nie powiesz, żeś nie poznała mego charakteru pisma. Listy te pisała ta sama ręka, co i bezimienny bilecik; zresztą, wszystkie były podpisane przeze mnie.