Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/12

Ta strona została przepisana.

W tym czasie przybli na brzeg rzeczki Saye, w bliskości Saint-Genés.
Na rzece nie było mostu; trzeba ją więc było przebyć w bród.
Przy tej okoliczności, Pompée wyłożył wicehrabiemu uczoną teorję przeprawy rzek; ale, że teorja nie zastąpi mostu, należało więc przebyć ją jak było można.
Na szczęście, rzeka nie była głęboka; takowa okoliczność przekonała wicehrabiego, że przeszkody, na które patrzymy z daleka i wnocy, nie wydają się nam tak strasznemi z bliska.
Wicehrabia zaczynał się już zupełnie uspakajać, tembardziej, że wkrótce dzień miał zajaśnieć, gdy nagle podróżni nasi zatrzymali się, przejechawszy pół lasu, okrążającego Martas; wyraźnie bowiem słyszeli za sobą tętent kilku koni.
Zaraz też własne ich konie popodnosiły głowy, jeden z nich zarżał.
— Na ten raz — powiedział Pompée stłumionym głosem, porywając za cugle konia wicehrabiego — na ten raz, spodziewam się, że pan posłuchasz mnie i pozwolisz działać staremu, doświadczonemu żołnierzowi. Słyszę tętent konnego oddziału, ścigają nas. To niezawodnie banda tego fałszywego handlarza! A co!... czy nie mówiłem ci, panie wicehrabio, żeś postąpił nierozsądnie!... Teraz nic tu nie pomoże męstwo, ocalmy życie i pieniądze. Ucieczka jest częstokroć jednym środkiem dla zwycięstwa...
— A więc uciekajmy czemprędzej — rzekł wicehrabia, drżąc cały.
Pompée wsparł ostrogami swego deresza, który puścił się w cwał, a za nim, naśladując zapał towarzysza, popędził barbaryjski koń wicehrabiego; kopyta ich grzmiały po bruku, pozostawiając za sobą iskry wytryskające.
Pędzili tak z pół godziny; jednak dwom uciekającym zdawało się, że nieprzyjaciele ich zamiast się oddalać, coraz bardziej się zbliżają.
Nagle, rozległ się w ciemności jakiś głos, który pomieszany ze świstem wiatru, sprawianego szybką jazdą dwóch podróżnych, zdał się złowieszczą groźbą duchów nocnych.
Na ten głos, siwe włosy Pompéego najeżyły się na głowie.