Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/123

Ta strona została przepisana.

— Postaram się wicehrabino.
— Wierz mi, baronie — mówiła dalej — twa zimna boleść, jest dla mnie największym wyrzutem sumienia. Być może, że inna na mojem miejscu wyszukiwałaby nagrody godnej twego poświęcenia, lecz ja, baronie, wiem, że żadna nie zrównałaby twej ofierze.
I przy tych słowach Klara z westchnieniem spuściła oczy.
— Czy to wszystko coś mi pani powiedzieć miała?... — spytał Canolles.
— Oto — odpowiedziała wicehrabina, wyjmując miniaturę z za piersi i podając ją Canollesowi — oto weź pan mój portret i za każdym razem, gdy boleść z powodu tej nieszczęsnej sprawy dręczyć cię pocznie, spójrz nań i pomyśl, że cierpienie, jej żalem jest opłacone.
— Tylko?
— Szacunkiem.
— Niczem więcej?
— Wspomnieniem.
— A! pani, jeszcze jeden wyraz — zawołał Canolles — co cię kosztuje uczynić mnie zupełnie szczęśliwym?
Klara podała rękę młodzieńcowi i otworzyła usta chcąc dodać.
— Miłością.
Gdy w tem drzwi otworzyły się, podstawiony kapitan przybocznej straży stanął w progu w towarzystwie Pompéego.
— W Jaulnay dokończę — rzekła wicehrabina.
— Zdanie, czy myśl?
— I myśl i zdanie, jedno bowiem bez drugiego obejść się nie może.
— Wasza książęca mość — powiedział kapitan — konie już do powozu zaprzężone.
— Udaj pan zdziwionego — rzekła Klara po cichu do Canollesa.
Baron uśmiechnął się pobłażliwie i spytał:
— Gdzież Wasza książęca mość jedziesz?
— Odjeżdżam.
— Czyż Wasza książęca mość zapominasz, że rozkaz królowej nie dozwala mi opuszczać pani ani na chwilę?
— Pańskie posłannictwo już skończone.
— Co to ma znaczyć?