Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/146

Ta strona została przepisana.

tanie chcesz nam dodać jeszcze kobietę... Przecież prędzej czy później bić się będzie trzeba.
— Tak; lecz moja kasa nie mieści jeszcze dwudziestu pięciu tysięcy liwrów (czytelnik widzi, że kasa Cauvignaca powiększała się tak jak i jego oddział) i gdyby można dojść do okrągłej liczby, do trzydziestu tysięcy naprzykład, wcale by to źle nie było.
— A! jeśli z tego stanowiska na rzecz tę zapatrywać się będziemy, to nie mam nic do powiedzenia i słuszność ci przyznaję.
— Milczenie! zaraz zobaczysz.
Cauvignac zbliżył się do młodej damy, która, zatrzymawszy się przed jednem z okien oberży, rozmawiała z oberżystką.
— Uniżony sługa, mój panie, — rzekł z lekka unosząc kapelusza.
— Czy to mnie pan tytułujesz panem? — zapytała dama z uśmiechem.
— Ciebie samego, piękny wicehrabio.
Dama zarumieniła się.
— Nie rozumiem cię, panie — odpowiedziała.
— O!... dobrze mnie rozumiesz, wicehrabio; zaczerwieniłeś się bowiem po uszy.
— Proszę zaprzestać tych żartów.
— Nie żartuję, wicehrabio, i ot na dowód powiem ci: trzy tygodnie temu, miałem zaszczyt spotkać pana w męzkiem ubraniu, na brzegach Dordonji, w towarzystwie twego wiernego Pompée. Czy Pompée ciągle jest u pana? A! otóż on sam! Nie zechcesz-że jeszcze powiedzieć wicehrabio, że nie znam i tego kochanego pana Pompée?
Masztalerz i młoda dama spojrzeli na siebie z zadziwieniem.
— Tak, tak — mówił dalej Cauvignac — to cię zadziwia piękny wicehrabio; lecz ośmielisz-że się powiedzieć, żem to nie ciebie spotkał niedaleko oberży Biscarrosa?
— Prawda, spotkaliśmy się tam.
— A widzisz pan!
— Tylko wtenczas byłam przebraną.
— O nie, nie! To teraz jesteś pan przebrany. Wreszcie, dobrze pojmuję całą tę rzecz: rysopisy wicehrabiego de Cambes rozesłano po całej Guyennie; uznałeś więc pan za lepsze, dla odwrócenia podejrzeń, przywdziać na czas nie-