Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/147

Ta strona została przepisana.

jaki kobiece ubranie, w którem, jeśli ci mam prawdę wyznać bardzo ci do twarzy.
— Panie — powiedziała wicehrabina z pomięszaniem, które napróżno ukryć usiłowała — gdyby nie kilka twoich rozsądnych wyrażeń wzięłabym cię za warjata.
— Nie powiem ci podobnej grzeczności; za rozumne jednak uważam przebranie się, gdy kto do spisku należy.
Młoda kobieta rzuciła na Cauvignaca pełne niepokoju spojrzenie.
— W istocie, panie — rzekła — zdaje mi się, żem cię gdzieś widziała, lecz gdzie... żadną miarą przypomnieć sobie nie mogę.
— Najpierw, jak już powiedziałem, na brzegach Dordonji.
— A po raz drugi?
— Po raz drugi w Chantilly.
— W dzień polowania?
— Tak.
— A więc, panie, wcale nie mam powodu obawiać się ciebie; jesteś bowiem z naszej partji.
— Z czego pan to wnosisz?
— Z tego, żeś pan był u księżnej.
— Pozwól pan sobie zrobić uwagę, że z bytności mojej u księżnej wniosków wyprowadzać nie można.
— Zdaje mi się jednak...
— Tylu tam było ludzi, że pewnym być nie można, czy wszyscy bawiący przyjaciółmi byli.
— Strzeż się pan, bo mogę złe mniemanie powziąć o tobie.
— Myśl pan sobie co chcesz; wrcale nie jestem obrażliwy.
— Lecz wreszcie, czego pan żądasz?
— Chcę cię panie, jeśli tylko na to zezwolisz, ugościć w tej oberży.
— Dziękuję panu; obejdę się bez jego grzeczności. Czekam na jednego znajomego.
— Wybornie! Zsiądź z konia wicehrabio, a tymczasem, nim nadejdzie gość oczekiwany, pomówimy z sobą.
— Co pani rozkażesz?... — spytał Pompée.
— Najmij pokój i zamów kolację — odpowiedział mu Cauvignac.
— Za pozwoleniem pańskiem — przerwała wicehrabi-