Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/152

Ta strona została przepisana.

z uwagą zmiany widzialnych części twarzy młodzieńca. — Tak, tak, Canolles. A więc pani znasz pana de Canolles? Cóż u licha, chyba ci cały świat znany.
— Dosyć tych żartów — wyjąkał nieznajomy, drżący i zdający się omdlewać. — Gdzież jest ta dama?
— W tym oto pokoju, gdzie w oknie żółte firanki.
— Chcę ją widzieć! — zawołał podróżny.
— O!... miałżebym się omylić? — rzekł Cauvignac.— Czyś pani czasem nie tym Canollesem, którego oczekują. A może też sam pan de Canolles pędzi tu ze swym lokajem?
Młody podróżny z taką gwałtownością rzucił się do okna karety, że czołem rozbił szybę.
— To on! on sam! — zawołał młodzieniec, nie zważając nawet, że kilka kropli krwi pociekło z lekkiej rany na czole. — A! ja nieszczęśliwa! on przybywa, aby się z nią znowu zobaczyć; zginęłam więc!...
— A co! nie jesteś pani kobietą!
— Naznaczyli sobie schadzkę... tu! — mówił dalej młodzieniec, załamując ręce. — O! zemścić się muszę!...
Cauvignac dłużej jeszcze chciał udręczać młodzieńca, lecz on dawszy rozkazujący znak jedną ręką aby milczał, drugą zdarł z twarzy maskę, a wtedy, przed spokojnem wejrzeniem Cauvignaca, ukazało się blade i groźne oblicze Nanony.