Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/178

Ta strona została przepisana.

péem, a wcehraibinie de Cambes nie przeszkadzał jechać do Bordeaux.
Lecz Nanonie zdało się, że Bordeaux to jeszcze za blisko. Wolałby widzieć wicehrabinę w Peru, w Indjach, lub w Grenlandji.
Z drugiej strony, gdy pomyślała, że odtąd ona sama władać będzie kochanym Canollesem, zamkniętym w mocnych murach i że forteca, nieprzystępna dla królewskich żołnierzy, uwięzi panią de Cambes, uczuła radość, niewymowną, radość, jakiej na ziemi dzieci i tylko kochankowie doświadczają.
Widzieliśmy, jak te marzenia się urzeczywistniły, jak Canolles i Nanona spotkali się na wyspie Saint-George.
Tymczasem wicebrabina, smutna i drżąca jeszcze, jechała drogą do Bordeaux.
Pompée pomimo swej odwagi, nie mógł jej uspokoić, to też nie bez strachu ujrzała wieczorem tegoż samego dnia, w którym opuściła Jaulnay, znaczny oddział konny, boczną jadący drogą.
Była to szlachta, wracająca z pogrzebu księcia de la Rochefoucault, z pogrzebu, służącego księciu de Marsillac za pozór do zebrania całej szlachty z Francji i Pikardji, równie nienawidzącej Mazariniego, jak całą duszą oddanej jego nieprzyjaciołom, to jest rodzinie de Condé.
Lecz jedna rzecz zdziwiła wicehrabinę, głównie zaś Pompéego: niektórzy z jeźdźców mieli obwiązane ręce drudzy nogi, innych znów głowy pokrwawione otaczały przepaski.
Trudno byłaby poznać w tych pokaleczonych jeźdźcach owych żwawych i wystrojonych myśliwych, polujących na jelenia w parku Chantilly.
— Do djabła!... — zawołał Pompée — widać pogrzeb po złej postępował drodze. Panowie zapewne pospadali z koni, przypatrz no się, pani, jak oni wyglądają.
— Już to zauważyłam — odrzekła pani de Cambes.
— To mi przypomina odwrót z Korbji — powiedział z dumą Pompée — lecz wtedy nie byłem w liczbie mężnych, których wieziono.
— Czyż nie mają oni dowódcy?... — spytała Klara z jakąś niespokojnością. — Miałżeby zginąć, że go tu nie widać? Zobacz-no.
— Pani — odpowiedział Pompée dumnie, unosząc się