Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/179

Ta strona została przepisana.

na siodle — niema nic łatwiejszego, jak poznać dowódcę między prowadzonym oddziałem. Zazwyczaj, w szwadronie, oficer z podoficerami znajduje się w środku, zaś w czasie bitwy, jadą w tyle lub na boku oddziału. Racz pani rzucić wzrokiem na wskazane miejsce, a przekonasz się sama.
— Nic nie widzę, Pompée; lecz zdaje mi się, że ktoś jedzie za nami. Obejrzyj no się...
— Hum! hum! Niema nikogo, pani — odrzekł Pompée, kaszląc, lecz nie odwracając się wcale, z bojaźni, aby istotnie kogo nie zobaczył. Nie, niema nikogo. Aha... Czy czasem dowódca nie będzie ten z różowym piórem u kapelusza? Nie... Albo ten ze złotą szpadą? Nie... Albo ten, co jedzie na koniu podobnym do konia pana de Turennce?... I ten nie... To rzecz dziwna; wszakże niema tu niebezpieczeństwa, dowódca mógłby się ukazać; tu nie to, co pod Korbią...
— Mylisz się, mości masztalerzu — dał się słyszeć w tyle Pompéego głos szyderczy, który go przestraszył, aż odważny wojak ledwie nie zleciał z konia. Mylisz się tu daleko gorzej, jak pod Korbią.
Klara odwróciła się żywo i ujrzała o dwa kroki za sobą jeźdźca średniego wzrostu, ubranego mniej, niż skromnie.
Jeździec spoglądał na nią błyszczącemi i zapadłemi jak u lisa oczyma. Jego gęste czarne włosy, wąskie i ruchliwe usta, twarz żółto bladawa, zmarszczone czoło — smutkiem przejmowały we dnie, w nocy zaś, postać ta strachby wzniecić gotowa.
— Książę de Marsillac!... — zawołała zdumiona Klara. — A! witam cię, panie.
— Nazywaj mnie, pani, księciem de la Rochefoucault, gdyż po śmierci ojca odziedziczyłem jego nazwisko, pod którem odtąd zapisywać się będą złe i dobre w mem dalszem życiu postępki.
— Książę powracasz?... — spytała Klara z wahaniem.
— Wracamy pobici.
— Pobici! A mój Boże!
— Powtarzam, że wracamy pobici, gdyż nie jestem samochwałem i mówię prawdę samemu sobie, tak jak ją mówię innym; gdyby inaczej było, mógłbym utrzymywać, że powracamy zwycięzcami, chociaż się stało zupełnie przeciwnie. W Saumur nie udało nam się, przybyłem za pó-