Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/181

Ta strona została przepisana.

— Mówią, że dla pani nie trudne było zwycięstwo, gdyż oficer nie równą z nią walczył bronią. W każdym razie, jedna rzecz szczególniej uderzyła mnie w opowiadaniu tej dziwnej przygody...
I z jeszcze większą zawziętością, książę utkwił w wicehrabinie swoje małe oczy.
Nie było środka cofać się dlatego też wicehrabina przygotowała się do dzielnej obrony.
— Mów, książę... Mów, co cię tak uderzyło?
— Twoja, pani, zadziwiająca zręczność, z którą odegrałaś tę małą konieczną rolę; w istocie, jeśli wierzyć mam wieściom, oficer ten, już znał poprzednio twego masztalerza, a podobno widział i ciebie, pani.
Te ostatnie wyrazy, chociaż powiedziane z ostrożnością człowieka, umiejącego żyć w świecie, uczyniły głębokie na Klarze wrażenie.
— Książę powiadasz, że on mnie widział?
— Porozumiejmy się, pani; nie ja to mówię, to tylko opowiada nieokreślona osoba, osoba, której wpływowi podlegają zarówno królowie, jak i ostatni z ich poddanych.
— Gdzież więc on mnie widział?
— „Powiadają", że widział panią na drodze z Libournu do Chantilly, w wiosce zwanej Jaulnay, lecz widzenie trwało niedługo, gdyż młodzieniec ów otrzymał od księcia d‘Epernon rozkaz jechania natychmiast do Mantes.
— Lecz pomyśl, książę, gdyby oficer ten widział w Jaulnay, toćby przecież poznał w Chantilly?
— A! sławne. „Powiadają", o którym ci, pani, dopiero co mówiłem, ma na to wszystko odpowiedź gotową; ono też utrzymuje, że to było możliwem, bacząc, że spotkanie miało miejsce w ciemności.
— O!... co teraz — odrzekła wicehrabina ze drżeniem — zupełnie pojąć nie mogę, co chcesz książę powiedzieć.
— Widać, że niedokładnych udzielono mi wiadomości — odpowiedział książę, z wybornie udaną prostotą — wreszcie, cóż tak dziwnego w te chwilowem spotkaniu? Wprawdzie — dodał uprzejmie — pani masz tak odznaczającą się postać i oblicze, że niepodobna, aby one nawet po chwilowem spotkaniu, nie pozostawiły wrażenia głębokiego.
— Lecz i to nawet miejsca mieć nie mogło — wtrąciła