Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/20

Ta strona została przepisana.

Wicehrabia spojrzał na Pompéego z takiem pomieszaniem, że baron ledwie mógł wstrzymać się od śmiechu.
— Kiedy się przedsięweźmie tak długą podróż, jak nasza — rzekł Pompée — każdy powinienby mieć dla siebie namiot.
— Albo jeden dla dwóch — dodał Canolles naiwnie — jednego tu przecież byłoby dosyć.
Drżenie wstrząsnęło ciałem wicehrabiego.
Raz dobrze był wymierzony.
Canolles zrozumiał to; a patrząc z pod oka, zobaczył znak dany Pompéemu przez wicehrabiego.
Pompée zbliżył się do swego pana; wicehrabia powiedział mu do ucha kilka słów i wkrótce Pompée, pod jakimś pozorem popędził naprzód i zniknął.
W półtorej godziny po zniknięciu Pompéego, którego przyczyny Canolles wcale nie badał, podróżni nasi wjechawszy do wielkiej wsi, spostrzegli starego sługę, stojącego na progu porządnej oberży.
— A! a! — rzekł Canolles — zdaje mi się, że tu noc przepędzimy?
— Jeśli ci się tak podoba, baronie.
— Jakto! podoba mi się! Wiesz pan, że zgadzam się na wszystko, co zechcesz. Powiedziałem już, że podróżuję dla przyjemności, pan zaś przeciwnie, jak wyznałeś, podróżujesz dla ważnych interesów. Obawiam się tylko, czy znajdziesz wygody w tej lichej oberży.
— O!... — rzekł wicehrabia — noc prędko przejdzie.
Zatrzymano się.
Pompée pomógł swemu panu zsiąść z konia; Canolles chciał go wyręczyć, ale pomyślawszy, że podobne nadskakiwanie jednego mężczyzny dla drugiego, wydałoby się śmiesznem, pozwolił się uprzedzić.
— No, gdzie mój pokój?... — zapytał wicehrabia.
Następnie, zwróciwszy się do barona, dodał:
— Masz pan zupełną słuszność, panie de Canolles, jestem bardzo znużony.
— Oto pański pokój — rzekła oberżystka, pokazując dość obszerną na dolnem piętrze izbę, której okna, wychodzące na podwórze, opatrzone były kratami, nad izbą zaś były śpichrze.
— A gdzież mnie umieścisz? — zawołał Canolles.
I chciwym wzrokiem spojrzał na drzwi przyległej izby,