Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/203

Ta strona została przepisana.

wpływ przywódców dwóch stronnictw, rozdzielających miasto:
Lavie odbierał rozkazy wprost od księcia d‘Epernon, narodem zaś kierowały sprężyny, które w ruch wprawiał Lenet.
Ledwo tylko księżna przekroczyła bramy miasta, rozpoczęła się natychmiast przygotowana oddawna scena w olbrzymich rozmiarach.
Stojące w porcie okręty przywitały ją armatniemi wystrzały, na które armaty miejskie równem odpowiedziały echem.
Kwiaty spadały z okien, lub w girlandach po ulicach się snuły, tak że bruk niemi pokryty, a powietrze wonią ich przejęte było.
Trzydzieści tysięcy mieszkańców, różnej płci i wieku, wydawało nieustanne okrzyki, a zapał ich wzrastał jeszcze co chwila, podżegany współczuciem dla księżnej i jej syna i nienawiścią, jaką tchnęli ku Mazarimiemu.
Wreszcie mały książę d‘Enghien, najlepiej ze wszystkich rolę swą odegrał.
Księżna nie chciała go prowadzić za rękę, raz z obawy by się nie utrudził, i by go nie zasypano kwiatami.
Jeden więc z dworzan niósł księcia, który, mając ręce swobodne, zasyłał na lewo i prawo pocałowania, i z wdziękiem na wszystkie strony kłaniał się swym kapeluszem z piórami.
Mieszkańcy Bardeaux łatwo się zapalają: kobiety uwielbiały to piękne dziecię płaczące; starsi urzędnicy podziwiali wyrazy małego mówcy, które tak brzmiały: „Panowie! kardynał zabrał mi ojca; zastąpcie mi go więc“.
Napróżno stronicy Mazariniego opór stawiać chcieli.
Kułaki, kamienie, a nawet halabardy nakazały im spokojność i radzi nie radzi musieli ustąpić zwycięzcom.
Wicehrabina de Cambes, blada i zasępiona, postępowała za księżną i wszystkich spojrzenia na siebie zwracała.
Rozmyślała ona nad tem zwycięstwem nie bez pewnego smutku i obawy, aby dzisiejsze powodzenie nie pokryło zapomnieniem wczorajszego postanowienia.
Idąc w tłumie, popychana od narodu, obsypywana kwiatami, obawiała się być poniesioną w tryumfie wraz z księżną, księciem d‘Enghien i ich orszakiem — jak już niektóre głosy słyszeć się z tem dały.