Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/208

Ta strona została przepisana.

— To też — rzekł Canolles — wojna, którą teraz prowadzimy, zwie się kobiecą wojną, co sądzę, bardzo nam pochlebiać winno.
Nagle jeden z lokai otworzył drzwi i oznajmił że dano do stołu; pół godziny bowiem uproszone przez Canollesa, już upłynęło.
Canolles zaprosił gości do jadalni; wtem rozległ się głos drugiego lokaja.
— Pan Gubernator twierdzy Vavres!
— A! a!... — odrzekł Canolles — przecież się doczekaliśmy.
I udał się naprzeciw kolegi nieznanego mu jeszcze; lecz nagle cofając się z zadziwienia:
— Richon!... — zawołał — Richon gubernatorem Vayres!
— Ja sam, kochany baronie — odpowiedział Richo, zachowując swą zwykłą postawę surową.
— A! tem lepiej, stokroć razy lepiej — rzekł Canolles serdecznie ściskając mu rękę. Panowie — dodał obracając się do gości — nie znacie mego przyjaciela, lecz ja znam go dobrze i oświadczam, że nie można było poruczyć tak ważnego urzędu uczciwszemu człowiekowi.
Richon dumnie powiódł wzrokiem dokoła, jak orzeł co pierwszy raz w nieznane poszybował strony; a widząc w spojrzeniach obecnych oznakę przychylności i życzliwości dla siebie:
— Kochany baronie — rzekł — skoro tak łaskawie przedstawiłeś mnie, zechciej jeszcze zaznajomić z temi ze swoich gości, których znać nie mam zaszczytu.
I Richon wskazał oczyma trzy czy cztery osoby, które pierwszy raz dopiero widział.
Nastąpiła wtedy wymiana zobopólnych grzeczności, które wszystkim ówczesnym związkom, nadawały charakter wzniosły i przyjazny zarazem.
W kwadrans, Richon był już przyjacielem wszystkich młodych oficerów i mógł każdego z nich na zawołanie znaleźć gotowego do służenia mu szpadą lub workiem.
Najlepszą dla niego rękojmią, była jego znana odwaga, opinja bez zmazy i szlachetność w oczach się malująca.
— Niech djabli porwą!... — rzekł komendant Braunes — przyznać trzeba, że Mazarini zna się na ludziach, i od niejakiego czasu nie źle rzeczy prowadzi. Snadź prze-