Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/211

Ta strona została przepisana.

— Niemały tam będzie ogień — dodał Canolles — szkoda tylko, że go widzieć nie będziemy.
— Tak, jeśli tylko nikt z nas nie przejdzie na stronę książąt — zrobił uwagę Richon.
— O! Canolles w każdym razie ogniem i wrzawą bitwy będzie się mógł nacieszyć. Jeśli przejdzie do stronnictwa książąt, ujrzy ogień marszałka de la Meilleraye i księcia d‘Epernon; jeśli zostanie wiernym królowi, zobaczy ogień mieszkańców Bardeaux.
— O; co tych ostatnich, to wcale za strasznych nie uważam — odpowiedział Canolles — przyznam nawet, iż mi wstyd, że z nimi tylko do czynienia mieć będę. Na nieszczęście ciałem i duszą jestem oddany królowi i będę musiał zadowolić się wojną z mieszczanami.
— A do wojny z nimi przyjdzie niezawodnie, możesz być tego pewnym — rzekł Richon.
— Czy posiadasz jakie wiadomości?... — spytał Canolles.
— O! nawet i bardzo pewne. Rada miejska postanowiła, że przedewszystkiem zająć należy wyspę Saint-George.
— Dobrze — odpowiedział Canolles — niech przyjdą, czekam!
Obiad bliskim był ukończenia, podano wety, gdy wtem u bramy fortecy rozległ się odgłos bębna.
— Co to ma znaczyć?.. — spytał Canolles.
— A! do djabła!... — zawołał ów młody oficer, przywożący wiadomości od dworu — ciekawe to będzie, jeśli cię teraz atakować zechcą kochany Canolles, wyborna byłaby po obiedzie rozrywka, gdyby do fortecy szturm przypuszczono.
— Kroćset djabłów! ale to coś na to zakrawa — dodał stary komendant — ci przeklęci mieszczanie napadają zawsze podczas obiadu. W czasie wojny paryskiej znajdowałem się na forpocztach w Charenton, gdzie nigdy nie mogliśmy ani śniadać, ani obiadować spokojnie.
Canolles zadzwonił.
Wszedł żołnierz.
— Co tam takiego?... — spytał Canolles.
— Niewiadomo jeszcze, panie gubernatorze, pewno jaki posłaniec ze strony króla lub miasta.
— Dowiedz się i przyjdź mi powiedzieć.
Żołnierz śpiesznie wyszedł spełnić rozkaz.