Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/217

Ta strona została przepisana.

złotą przepaską — a Canoiles po słodkim i smętnym uśmiechu, poznał wicehrabinę de Cambes.
— Powiedziałem ci panie, że cię znajdę — odezwała się swym miłym głosem. — Dotrzymuję danego słowa. Oto jestem!
Canolles, zdumiony i strwożony, padł na krzesło.
— Ty pani tutaj!... — szepnął. — O mój Boże!... Po co tu pani przyjechałaś? Czego żądasz?
— Przybywam spytać cię, panie czy jeszcze pamiętasz o mnie?
Canolles głębokie wydał westchnienie i zakrył twarz rękami, jakby chciał odegnać od siebie to czarujące, a zarazem tak nie w porę zjawiające się widziadło.
Wszystko wtedy miał wyjaśnione: przestrach, bladość i drżenie Nanomy, a nadewszystko jej chęć podsłuchiwania rozmowy.
Nanona zazdrosnemi oczyma poznała w parlamentarzu kobietę.
— Przybywam spytać cię, panie — mówiła dalej Klara — czy jesteś gotów spełnić obietnicę, uczynioną mi w Jaulnoy, czy jesteś gotów podać do królowej prośbę o uwolnienie ze służby i poświęcić sprawie książąt?
— O! milcz, milcz, wicehrabina!... — zawołał Canolles.
Klara zadrżała, usłyszawszy pełen trwogi głos barona, a obejrzawszy się dokoła, z niespokojnością spytała:
Nie jesteśmyż tu sami?
— O!... sami — rzekł Canolles — lecz, czyż przez te mury usłyszeć nas kto nie może?
— Sądziłam, że mury twierdzy Saint-George są dosyć grube — Klara uśmiechnęła się.
Canolles nic nie odpowiedział.
— Przybywam spytać cię panie, — znowu Klara dalej mówić zaczęła — dla czegom nie odebrała od ciebie żadnej wiadomości, chociaż bawisz tu już tydzień przeszło. Nie wiedziałabym nawet kto jest komendantem twierdzy Saint-George, gdyby nie przypadek, albo raczej powszechna wieść nie doszła mnie, że ów człowiek, który przed dwunastu niespełna dniami przysięgał mi, iż niełaska króla szczęściem jest dla niego, bo ta pozwala mu poświęcić broń i życie naszemu stronnictwu, że ów człowiek przyjął tak znakomity urząd w służbie królewskiej.