Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/223

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.

Rozstawszy się z wicehrabiną de Cambes, Canolles powrócił do swej sypialni.
W pośrodku pokoju, stała Nanona, blada i — skamieniaprawie.
Canolles przystąpił do niej ze smutnym uśmiechem; w miarę, jak zbliżał się. Nanona zginała kolana; on podał jej rękę, a ona do nóg jego upadła.
— Wybacz — zawołała — wybacz mi Canollesie. To ja cię tu sprowadziłam, ja na ciebie włożyłam ten trudny i niebezpieczny obowiązek. Jestem egoistką, jam tylko swoje szczęście na uwadze miała. Opuszczaj mnie, odjeżdżaj!
Canolles lekko ją podniósł.
— Ja opuścić ciebie — rzekł. — O!... nigdy, Nanono, nigdy; jesteś święta dla mnie, poprzysiągłem opiekować się tobą, bronić cię, ocalić; ocalę więc, lub zginę!
— Szczerze to mówisz, Canollesie, bez wahania, bez żalu?...
— O tak — odpowiedział Canolles z uśmiechem.
— Dziękuję ci mój dobry i szlachetny przyjacielu, dziękuję. Teraz, życie, do którego tak wielką przywiązywałam cenę, to życie gotowam poświęcić dla ciebie. Obiecuję ci pieniądze, a czyż moj skarby nie należą do ciebie? Ukazuję ci miłość, lecz czyż która w świecie kobieta silniej odemnie kochać cię może? Przyrzekają ci wyższy stopień!... czyż ja ci go wyjednać nie zdołam? Lecz posłuchaj mnie... Wkrótce atakować cię będą, najmijmy więc żołnierzy, kupmy amunicji i broni, zbierzmy nasze siły i brońmy się. Ja walczyć będę za m oją miłość, ty z, a swój honor. Pobijesz ich, mój waleczny Canolles, a królowa w tedy policzyć cię będzie zniewoloną do najwaleczniejszych swej armji rycerzy; otoczy cię bogactwem i zaszczytami. A skoro będziesz sławny i bogaty, możesz mnie wtedy porzucić, bo