Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/232

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.

— Tak; właśnie dlatego, że jestem komendantem, zabitym być mogę. Nanono, co zrobiłabyś w podobnym wypadku? Pomyślałaś, że o tem przynajmniej?
— Co mówisz?... — odpowiedziała z uśmiechem Nanona.
— Przygotuj swoje kufry. Przewoźnik będzie się znajdował w miejscu wskazanem. Jeśli trzeba będzie rzucić się w wodę, będziesz miała czterech swoich ludzi, doskonale pływać umiejących, którzy na tamten brzeg cię przewiozą.
— Wszystkie ostrożności są niepotrzebne; jeśli ciebie zabiją, już mi nic więcej nie będzie potrzeba.
Dano znać, że kolacja gotowa. Podczas kolacji, Canolles kilka razy wstawał i podchodził do okna wychodzącego na rzekę. Nieskończywszy jeść, wstał od stołu. Już zaczynało zmierzchać.
Nanona chciała iść za nim.
— Wróć — rzekł Canolles — i przysięgnij mi, że nie wyjdziesz ze swego pokoju. Jeśli cię dowiem, że wystawsz się na jakiekolwiekbądź niebezpieczeństwo, w takim razie sam za siebie nie ręczę. Nanono, idzie tu o mój honor; proszę cię więc, nie chciej z nim igrać.
Nanona przysunęła do twarzy Canollesa swe karminowe usteczka, których wdzięk bardziej jeszcze podwyższała matowa bladość twarzy i, zawsnąwszy mu na szyi powiedziała:
— Jestem ci posłuszną, Canollesie i pragnę, by przyjaciele i wrogowie znali człowieka, którego kocham!
Canolles wyszedł, nie mogąc się dosyć nadziwić tej kobiecie, co jak trzcina dowolnie jego życzeniom naginać się pozwalała. Za chwilę był na stanowisku.
Wkrótce nastąpiła noc straszna i groźna, jaką się zawsze przedstawia, gdy pod swą czarną oponą krwawą ukry-