Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/244

Ta strona została przepisana.

— Mów, margrabino — -powiedziała księżna.
— Udaję się nocą z dwustu muszkieterami na dwunastu łodziach; drugi oddział tejże siły postępować będzie prawym brzegiem rzeki; tymczasem tysąc lub więcej mieszczan....
— Zechciej tylko pani zwrócić uwagę — rzekł la Rochefoucault — że już trzeba blisko dwu tysięcy ludzi...
— Ja zaś — dodała Klara — z jedną rotą Saint-George wezmę; dajcie mi Nawajlczyków, a ręczę za wszystko.
— Należy się nad tem zastanowić — rzekła księżna.
Tymczasem książę de la Rochetoucault, uśmiechając się pogardliwie, patrzał z litością na kobiety, z taką pewnością rozprawiające o rzeczy, coby nawet najśmielszego mężczyznę w niemały kłopot wprowadziła.
— A teraz słucham, wicehrabino — odezwał się Lenet i oddalił się z Klarą do okna.
Klara powierzyła mu swą tajemnicę głosem cichym. Lenet wydał okrzyk radości.
— Wistocie — rzekł, zwracając się do księżnej — jeśli Wasza książęca mość dasz wicehrabinie zupełną wolność działania, twierdza będzie wziętą.
— Kiedy? — spytała księżna.
— Kiedy się tylko Waszej książęcej mości podoba.
— Wicehrabina wielkim jest wodzem! — szepnął Rochetoucault z ironją.
— Wtedy dopiero o tem będziesz mógł sądzić, mości książę — odrzekł Lenet — skoro wejdziesz do twierdzy bez żadnego wystrzału.
— Zgodzę się wówczas na to.
— Jeśli więc wszystko jest tak pewnem, jak mówisz — powiedziała księżna — jutro zacząć potrzeba.
— Racz Wasza książęca mość naznaczyć godzinę — odrzekła wicehrabina — w pokoju moim rozkazów czekać będę. Powiedziawszy to, skłoniła się i wyszła.