Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/247

Ta strona została przepisana.

— O! nie o to rzecz idzie; ja chcę tylko, aby wprzód nim zostaną zabici, zapłacono mi za nich.
— Jakto! nie mówiłeś mi sam, żeś dostał dziesięć tysięcy liwrów?
— Tak, na zadatek. Spytaj się Wasza książęca mość pana Lenet; jest to człowiek akuratny i zapewne pamięta ugodę naszą.
— A więc — rzekł książę — winniśmy kapitanowi trzydzieści tysięcy franków.
— Tak, Mości książę.
— Będziesz je pan miał zapłacone.
— Czy zaraz, Mości książę?
— Niepodobna.
— A to dlaczego?
— Dlatego, że pan należysz do liczby naszych przyjaciół, przedewszystkiem zaś obcych opłacać trzeba; wiesz przecie, że tylko tym ludziom pochlebiamy, których się boimy.
— Doskonała zasada — rzekł Cauvignac — jednak przy każdem kupnie, naznacza się czas zapłaty.
— Niechże będzie za tydzień.
— A jeśli nie zapłacimy za tydzień? — wtrącił Lenet.
— W takim razie odpowiedział Cauvignac — oddział znów do mnie należeć będzie.
— Sprawiedliwie — odpowiedział książę.
— I wolno mi będzie zrobić z nim, co mi się podoba?
— Rozumie się.
— Wszystko jedno — przerwał książę — przecież będą zamknięci w Vayres.
— Nie lubię umów podobnego rodzaju — odpowiedział Lenet, potrząsając głową.
— Podobnego rodzaju umowy są bardzo w użyciu w Normandji — rzekł Cauvignac — nazywa się to sprzedażą z prawem odkupu.
— A więc ugoda zawarta?... — spytał książę.
— Tak — odpowiedział Cauvignac.
— Kiedy odeślesz ludzi, kapitanie?
— Natychmiast, jeśli tego Wasza książęca mość żądasz.
— Tak sobie życzę.
— Kiedy tak, to już jakby odjechali.
Kapitan wyszedł na ulicę, powiedział coś do ucha Ferguzonowi, a rota otoczona gapiami, zwabionymi jej dzi-