Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/273

Ta strona została przepisana.

podoba — odrzekł książę de la Meilleraie — lecz zdaje mi się, iż nie trzeba wyprzedzać armji, a z nią razem wyruszyć. Zwycięski wjazd do cytadeli Vayres bardzo dobre wywarłby wrażenie; poddani króla powinni znać jego siły, to odwagi dodaje wiernym, a o rozpacz zdrajców przyprawia.
— Sądzę, że marszałek ma słuszność — wtrącił kardynał Mazarini.
— A ja mówię, że nie — odpowiedziała królowa. — Aż do samego Bordeaux czegóż się mamy obawiać? Król silny jest sam przez się; przyboczna jego straż wystarcza mu.
Marszałek zwiesił głowę na znak posłuszeństwa.
— Racz Wasza Królewska Mość rozkazywać — rzekł— wszak jesteś królową.
Ruszono do Vayres bez zwłoki. Król siadł na konia i udał się przodem: synowicą Mazariniego i damy honorowe zajęły karety.
Armja postępowała w tyle; a ponieważ tylko dziesięć mil miała do przebycia, stanąć więc miała na miejscu we trzy, a najdalej cztery godziny po przybyciu tam króla i rozłożyć się obozem na lewym brzegu Dordogne.
Król miał dopiero lat dwadzieścia, a już doskonale jeździł konno; odznaczał się zaś tą dumą rodową, która go uczyniła później tak wymagającym co do etykiety jak żaden z monarchów Europy. Wychowany pod okiem matki, lecz ciemiężony sknerstwem Mazariniego, który nawet najpierwszym jego potrzebom zadosyć nie czynił, ze wściekłą niecierpliwością wyglądał chwili, kiedy wybije godzina pełnoletności, co miało nastąpić przyszłego 5-go września, i czasami, wśród dziecinnych kaprysów, okazywał, czem będzie w przyszłości.
Wyprawa też ta bardzo mu się podobała, było to niejako przygotowanie do panowania.
Jechał poważnie, toobok drzwi karety, kłaniając się królowej i słodko spoglądając na panią de Frontenac (w której, jak mówiono, był zakochany), to na czele swej świty, rozmawiając z marszałkiem de la Meilleraie i ze starym Guitaut o wojnach Ludwika XIII-go i czynach nieboszczyka kardynała.
Tak się zabawiając, spostrzeżono wkońcu wieże i galerje fortecy Vayres.