Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/276

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VI.

Tymczasem okrzyki: „Król! król!" doleciały do twierdzy.
Wtedy na murze fortecznym ukazał się jakiś człowiek, wokoło którego uszykował się garnizon.
Był to komendant; na znak jego uderzono w bębny, żołnierze sprezentowali broń, a wkrótce rozległ się przeciągły i uroczysty strzał armatni.
— Czy widzicie?... — rzekła królowa — otóż wypełniają swój obowiązek. Lepiej późno, niż nigdy. A teraz dalej w drogę.
— Przebacz Wasza Królewska Mość — odpowiedział marszałek de la Meilleraie — lecz nie widzę, aby otwierano bramy, a my tylko przez nie wjechać do twierdzy możemy.
— Wśród uniesień radości otworzyć ich zapomnieli, gdyż nie spodziewali się tak dostojnych gości, ośmielił się powiedzieć jeden z dworzan.
— O rzeczach podobnych nigdy się nie zapomina — wtrącił marszałek.
Potem zwracając się dokróla i królowej:
— Czy wolno mi będzie udzielić Waszym Królewskim Mościom jednej rady?
— Jakiej, marszałku?
— Należy Waszym Królewskim Mościom cofnąć się stąd o pięćset kroków, wraz z Guitautem i ze świtą, a ja tymczasem z muszkieterami udam się dla zrekognoskowania pozycji.
Królowa odrzekła na to:
— Naprzód! Zobaczymy, czy kto nam wstępu wzbronić się ośmieli.