Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/300

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IX.

W chwili ukazania się na balkonie księżnej i jej syna, w pośród radosnych okrzyków tłumu, nagle usłyszano oddalony, lecz wyraźny głos piszczałki i bębna, któremu hałaśliwe towarzyszyły okrzyki.
W mgnieniu oka, cały tłum krzykliwy, oblegający dotąd tak uporczywie dom prezydenta Lalasa dla widzenia księżnej de Condé, zwrócił się ku stronie dochodzącej go wrzawy i nie zważając na etykietę, popłynął naprzeciw nowego widowiska.
— Ci przynajmniej są szczerzy — szepnął Lenet, stojąc za księżną, obrażoną niezmiernie — ale co znaczy ta muzyka i te krzyki? Wyznaję Waszej Królewskiej Mości, że jestem prawie tak ciekawy, jak ci źli dworacy.
— A cóż panu przeszkadza tak mnie porzucić jak oni i razem z nimi przebiegać ulice?
Biegłbym bez wahania — odpowiedział Lenet — gdybym był pewny, że księżnej pani pomyślną przyniosę wiadomość.
— Dobrej nowiny się nie spodziewam — mówiła księżna, podnosząc ku niebu wzrok pełen wyrzutu — nie jest to dzień szczęśliwy dla mnie.
— Pani wiesz dobrze, że ja nie łatwo się łudzę, a przecież bardzo się mylę, twierdząc, że ta wrzawa towarzyszy jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi.
Jakoż, odgłosy coraz stawały się bliższe, nareszcie tłum ludu ukazał się w ulicy.
Wzniesione w górę ręce, powiewające chustkami, przekonały księżne, że wiadomość była pomyślną.
Natężyła słuch z tak silnem zajęciem, że przez chwilę zapomniała o ucieczce pospólstwa i te usłyszała słowa: