Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/309

Ta strona została przepisana.

— Tą! — wrzasnął Richon, podnosząc go herkulesową siłą i przerzucając za mury.
Żołnierz wydał krzyk i upadł w fosę, która na jego szczęście pełną była wody.
W ponurem milczeniu przyjęto ten czyn energiczny.
Richon rozumiał, że bunt już uśmierzył i jako dobry gracz, śmiało stawiający na kartę, obrócił się do ludzi załogi i zawołał:
— Jeżeli pomiędzy wami jest więcej stronników królewskich, niech się odezwą, a zaraz będą mogli udać się do króla.
— Tak, tak! jesteśmy stronnikam królewskimi i chcemy wyjść...
— Aha! — rzekł Richon, pojmując, że to nie pojedyncze zdanie, ale ogólny bunt przebijał. A! to co innego, myślałem, że mam do czynienia z jednym niesfornym, a teraz widzę, że mam sprawę z pięciuset tchórzami.
Richon zbłądził, obwiniając cały garnizon. Stu przeszło odezwało się za królem, to prawda, ale reszta milczała, dopóki nie została o brak odwagi niesłusznie obwinioną, co wywołało szemranie okólne.
— No! — zawołał Richon — nie mówcie wszyscy razem; niech oficer, jeśli się znajdzie, który zdolny złamać swoją przysięgę, niech wystąpi i mówi imieniem wszystkich, a ręczę słowem, iż może to uczynić bezkarnie.
Ferguzon wystąpił naprzód i, kłaniając się z uszanowaniem, tak zaczął:
— Komendancie! słyszałeś życzenie garnizonu; walczysz przeciwko królowi naszemu, a pomiędzy nami jest większa liczba takich, co wcale nie wiedzieli, gdy ich pod chorągwie zaciągano, z jakim nieprzyjacielem bój wieść będą musieli. Którykolwiek z tych, których zdanie polityczne w ten sposób zgwałcono, mógł był się omylić w czasie bitwy i wpakować ci w głowę kulę swego muszkietu; ale my jesteśmy żołnierzami walecznymi, a nie nikczemnikami, jakimi nas niesprawiedliwie narwałeś. Chciałeś wiedzieć moje i moich towarzyszy zdanie, oświadczamy ci je z uszanowaniem: poddaj nas królowi, albo się sami poddamy...
Ta mowa okrzykami radości przyjęta została, przekonywającymi dostatecznie, że życzenie, objawione przez porucznika w imieniu wszystkich, jeżeli nie przez cały gar-