Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/314

Ta strona została przepisana.

Gdy książę wszedł do pokojów królowej, Anna Austrjacka, zapłoniona od gniewu, gryzła swoje szerokie usta, będące celem tylu pochwał dworskich, właśnie najprędzej dla tego, że wadą były jej twarzy. Przyjęła księcia tak, jakby był mieszczaninem zbuntowanego miasta Bordeaux.
Książę ze zdziwieniem spoglądał na królowę, nie odpowiadającą na jego ukłon i z pod zmarszczonych brwi rzucającą nań majestatyczne, surowe spojrzenie.
— A! to pan d‘Epernon — wymówiła nakoniec po chwili uporczywego milczenia. Zbliż się pan, abym mu powinszowała trafności w wyborze dowódców twierdz w jego wielkorządztwie.
— Cóżem zawinił Waszej Króiewskiej Mości — zapytał zdumiony książę, — cóż się to stało?
— To tylko się stało, że pan wybrałeś za komendanta Vayres człowieka, który śmiał strzelać do osoby królewskiej, nic więcej.
— Ja! Najjaśniejsza Pani? — zawołał książę. — Wasza Królewska Mość zapewne się myli; ja nie mianowałem komendanta Vayres... przynajmniej nic nic wiem o tem.
Pan d‘Epernon zmieszał się, bo mu wyrzucało sumienie, że nie zawsze sam mianował urzędników.
— A to coś nowego — powiedziała królowa — któż więc mógł to zrobić w imieniu pańskiem?
I wymówiła te słowa z najzłośliwszym przyciskiem.
Książę, ufny w zdolności Nanony w dobieraniu ludzi na udzielane im urzędy i stopnie, uspokoił się prędko.
— Nie przypominam sobie wcale, abym mianował pana Richona — odpowiedział spokojnie — ale, jeżelim to uczynił, musi on być wiernym sługą królewskim.
— Nic łatwiejszego, jak się o tem przekonać — rzekła królowa. — Pan utrzymujesz, że Richon jest wiernym sługą królewskim; przysłużył się też wybornie, bo w czterech dniach niespełna, zabił nam pięciuset ludzi!
— Najjaśniejsza Pani — odezwał się książę, nową niespokojnością miotany — kiedy tak, wyznaję, żem zbłądzi ale nim zostanę potępionym, niech mi wolno będzie przekonać się. Wychodzę, by się o tem dowiedzieć.
Królowa uczynniła poruszenie, aby zatrzymać księcia ale namyśliwszy się, powiedziała: